https://youtu.be/0llBBS2knfo

„ i like my i“ – to humorystyczny, paradokumentalny zapis konfrontacji autora z rzeczywistością. Ludzie bliscy dalsi, okruchy plamy resztki, widoki zakamarki sytuacje, czyli wszystko co nas otacza złapane w kaprawe oko urządzenia zwanego komórką.“

Prezentacje projektu:
-Galeria Bezdomna / PKiN Warszawa, kurator Tomek Sikora
-Fundacja Salony / Zielona Góra, kurator Marek Lalko
-festiwal sztuki alternatywnej Podwodny Wrocław
-Noc Muzeów / Cafe Plaza, Wrocław

Kilka faktów i mitów o „ i like my i“ (tekst dla portalu internetowego Fotoblogia, 2016)

Kiedyś, na potrzeby pierwszej publicznej prezentacji zdjęć robionych telefonem komórkowym napisałem kilka słów, które w moim mniemaniu w sposób zdawkowy a może po prostu zwięzły opisują tę nową manię gromadzenia obrazków:
„ i like my i“ – to humorystyczny, paradokumentalny zapis konfrontacji autora z rzeczywistością. Ludzie bliscy dalsi, okruchy plamy resztki, widoki zakamarki sytuacje, czyli wszystko co nas otacza złapane w kaprawe oko urządzenia zwanego komórką.“
Początek mojej przygody z oczkiem fotograficznym w smartfonie był banalny . Urzekła mnie aplikacja na iphona (początek 2012, czasy modelu iphone 4s ) Hipstamatic i .. właściwie tak już zostało. Od iphona wzięła się zresztą nazwa projektu: „i like my i“. I tutaj też nic się nie zmieniło. A może powinno. Z perspektywy 3,4 lat w dziedzinie technologii minęła cała epoka. W niewiarygodnym stopniu rozrósł się rynek sprzedaży smartów, parametry przynajmniej na papierze przyprawiają o zawrót głowy. Iphone mimo 6tej już generacji, ma silną i co nie bez znaczenia tańszą konkurencję, więc po raz pierwszy w historii tego telefonu zmienił zasadę promowania produktu: reklamuje go przede wszystkim jako aparat fotograficzny a poprzez konkurs Iphone photography awards, bloga na którym zamieszcza najlepsze zdjęcia użytkowników, galerie outdorowe tworzy elitarny klub snobów. Nawiązując do ideii wyznawanych przez Steva Jobsa. I to skutkuje. W mediach społecznościowych też nastąpiła rewolucja – miliony użytkowników Facebook, Twitter, Flickr, Instagram itp. mówią same za siebie. Zajmowanie się tym tematem zawodowo – dostarczanie internautom codziennej porcji informacji o produkcie, przedsiębiorstwie, branży – doczekało się osobnego stanowiska w wielu firmach, które chcąc coś sprzedać i zaoferować, być bliżej nowoczesnego klienta muszą śledzić najnowsze trendy.
Przyznaję, że ja sam jestem nieco uodporniony na nowinki i przełomy technologiczne przynajmniej jeżeli chodzi o fotografię. Oczywiście w przypadku mojej pracy zawodowej w dużym zakresie korzystam z udogodnień jakie wynikają z cyfryzacji, ale jednak sentyment pozostał do analogu. Realizując projekty tzw. : „żartystyczne“ czyli osobiste (kolejny ukuty przeze mnie termin mający na celu trzymanie w ryzach poczucia wartości) lubię, że się tak wyrażę, szum starej płyty. Być może dlatego tak urzekła mnie możliwość deformacji obrazu w aplikacji Hipstamatic. To jest bardzo prymitywny program, praktycznie uniemożliwiający ingerencję w obraz w postprodukcji. Zdjęcia na dzień dobry mają specyficzną strukturę i ziarnistość natomiast w porównaniu z Instagramam czy dziesiątkami innych ,Hipstamatic jest z epoki kamienia łupanego. I chyba dlatego przypadł mi do gustu. Hołduję zasadzie, że zdjęcie powstaje najpóźniej w momencie naciśnięcia migawki. Staram się unikać kadrowania, poprawiania, upiększania. W Hipstamatic do wyboru mamy kombinację algorytmów obrazu imitujących określone obiektywy i nagatywy z segmentu amatorskiego, których zestawienie daje określony efekt. Pyk i koniec. Trochę a może nawet bardzo jak w Polaroidzie. To był dodatkowy powód dlaczego zostałem przy tej aplikacji a precyzyjnie przy jednej kombinacji, która przypadłą mi do gustu. Niby cyfra i wszystko można a jednak nie. Trzeba pomyśleć przed zrobieniem zdjęcia.
I tak sobie pykałem ku własnej satysfakcji nie za bardzo poważnie to traktując, aż tu nagle któregoś dnia przeczytałęm, że amerykański reporter za zdjęcia z Afganistanu zrobione iphonem w aplikacji Hipstamatic zdobył prestiżową nagrodę:
http://lens.blogs.nytimes.com/2010/11/21/finding-the-right-tool-to-tell-a-war-story/?ref=asia
       To był dla mnie przełom w myśleniu o zdjęciach komórkowych. Nagle w mojej świadomości awansowały do miana równonoważnej dziedziny fotografii. Zaskakujący, niedoskonały efekt, jednorazowość i niepowtarzalność każdego ujęcia, a nade wszystko wygoda i prostota posługiwania się smartem jako aparatem sprawił , że z werwą dokumentowałem otaczającą mnie rzeczywistość. Przeprosiłem się z zasadą, że to nie szata zdobi człowieka czyli nie ważne czym robisz tylko co robisz. Pierwszą okazją do pokazania zdjęć publicznie była Galeria Bezdomna Tomka Sikory w PKiN – Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie czyli Pajacu albo Pekinie, potem przyszło zaproszenie od znakomitego fotografa dokumentalisty Marka Lalko do Fundacji Salony w Zielonej Górze. Z upływem czasu pamięć zaczęła mi się zapełniać coraz to kolejnymi fotkami komórkowymi – w 2014 roku zaprezentowałem kolejny zestaw podczas Festiwalu Sztuki Alternatywnej Podwodny Wrocław, miałem też wystawę plenerową. W międzyczasie  eksperymentowałem z różnego rodzaju sztucznym oświetleniem przy rejestracji obrazu za pomocą tej aplikacji odkrywając pewne ciekawę właściwości zastosowanego w niej algorytmu. Efektem jest już 4 edycja Galerii Artystów PPA – Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu.
Powiększając zdjęcia z telefonu do rozmiarów 50cm a nawet metra nie bazuję tylko na efekcie skali, ale staram się też za każdym razem znaleźść ciekawą formułę prezentacji – ostatnio zdjęcia drukowałem na kartonie wykorzystywanym do produkcji ekologicznych mebli.